Kiedy Olga Tokarczuk dostała Nobla nie posiadaliśmy się z radości! Pięknie ujęła to Dorota Wodecka: „nasz świat zastygł w niedowierzaniu. Bo jak to, pisarka formacyjna dla naszego pokolenia i z naszego pokolenia dostaje Nobla? Ta Olga, która ubiera się w lumpeksach? Ta, która maluje paznokcie na granatowo, a w koronę z dredów wkłada kolorowe koraliki? Która chce sadzić na swojej wsi słoneczniki, ocalić lokalną szkołę, urządzać w domu festiwale literackie? Kobieta, której zdarzało się w płaszczu narzuconym na pidżamę zejść do sklepu po bułki? Która je w barach mlecznych, jeździ rowerem i zdziera gardło na demonstracjach? Jak taką Olgę odziać w noblowskie szaty i koturny?” (Wysokie Obcasy, nr. 9/11/2019
To trzeba było uczcić! 27 października 2019 przynieśliśmy do Galerii im. Tamary Sołoniewicz w Narewce swoje ulubione książki noblistki i urządziliśmy sobie literacką ucztę.
W galerii pod wiekową lipą przypomnieliśmy marzenia o drzewofonie, dzięki któremu moglibyśmy wysłuchać tego, co drzewa mają nam do powiedzenia, bo przecież one „nagrywają czas, każdy krąg to informacje, głosy, obrazy.”
Towarzyszyliśmy erudycie księdzu Chmielowskiemu, który zapisuje świat niczym kronikę i odwiedzając rohatyńskiego rabina Szora chce wierzyć, że „może da się porozumieć, mimo że nie zna się swoich języków ani obyczajów, ani siebie nawzajem, ani swych rzeczy i przedmiotów, ani uśmiechów, gestów dłoni czyniących znaki, niczego; więc może da się porozumieć za pomocą książek? Czy to właśnie nie jest jedyna możliwa droga? Gdyby ludzie czytali te same książki, żyliby w tym samym świecie. A są i tacy, całe mnóstwo, co nie czytają wcale, ci mają umysł uśpiony, myśli proste, zwierzęce, jak owi chłopi o pustych oczach. Gdyby on, ksiądz, był królem, nakazałby jeden dzień pańszczyzny na czytanie przeznaczyć, cały stan chłopski zagoniłby do ksiąg i od razu inaczej wyglądałaby Rzeczpospolita.”
Śledziliśmy dyskusję dwóch odmiennych wizji świata i języka, prowadzoną w listach między autorem wszechencyklopedii, księdzem Chmielowskim a nietuzinkową, rozmiłowaną w księgach poetką Drużbacką, broniącą praw kobiet, stającą w obronie „rzeczy nieważnych“.
Odwiedzaliśmy heterotopię, „miejsce inne niż świat, który znamy. Coś w rodzaju rzeczywistości alternatywnej”. W którym trzeba porzucić zwyczajowe perspektywy, odwrócić – nieodwracalne, wydawałby się – prawdy, oczywistości, ustalone hierarchie i porządki. W którym więzi tworzą się na bazie pokrewieństwa duchowego, intelektualnego, wspólnych pasji. Gdzie zamiast wiedzy-władzy mamy strategię świadomej niewiedzy, a zamiast dominacji – współodczuwanie.
Czytaliśmy Tokarczuk na Podlasiu, w regionie Europy niegdyś wielokulturowym i polifonicznym, dziś ponownie – coraz częściej, choć niekiedy z oporami – wielokulturowość i dumę z niej pielęgnującym; w Puszczy Białowieskiej, w której schronienie znalazła ponoć Duszejko, w Prastarym Lesie, po którym i Olga Tokarczuk wielokrotnie wędrowała; w Narewce, w Galerii imienia Tamary Sołoniewicz – dokumentalistki Pogranicza, snującej własną kresową balladę, piętnującej rabunkową eksploatację Puszczy Białowieskiej – wśród tkanych dywanów, haftowanych ręczników, z których każdy to cichy świadek historii konkretnej osoby, przede wszystkim kobiety, jej towarzysz po wędrówce przez życie.
Mamy nadzieję, że rację ma Karol Maliszewski, pisarz i przyjaciel Olgi Tokarczuk, mówiąc : „Feministka z dredami staje się symbolem konieczności zmiany, przejścia z pozycji fundamentalistycznych na empatyczne i otwarte. Nobel dla Olgi oznacza, że świat przyśpieszył i już jest gotowy na przyjęcie idei z jej książek, idei proponujących szybkie otrząśnięcie się ze starych, złych nawyków i przebudzenie się do nowego życia – w harmonii z tym, co było spychane na bok i traktowane jako gorsze czy niepoważne.” Bo jak powiada Maliszewski, bez zaakceptowania czy uszanowania odmienności zginiemy, zadławimy się nacjonalizmem, martyrologią, klerykalizmem, konserwatyzmem i tak dalej.
Dziękujemy Galerii Narewka za podchwycenie naszego pomysłu, wspólne czytanie i gościnę!!!