Organizatorami międzynarodowej rezydencji w Puszczy Białowieskiej są Tropinka – Stowarzyszenie na Rzecz DialoguStowarzyszenie Tłumaczy Literatury, Unia Literacka, Uroczysko Hruszki – dom w Puszczy Białowieskiej. Program objęła patronatem Gmina Narewka, która udzieliła nam znaczącego wsparcia logistycznego – dziękujemy! Podziękowania za wsparcie kierujemy do Galerii Narewka oraz Centrum Humanistyki Środowiskowej UW.
fot. Olena Sarzhenko
Zapraszamy również do zapoznania się z relacją ze spotkania z uczestnikami Międzynarodowych Rezydencji Twórczych, które odbyło się 19 marca 2025 r. w Galerii im. Tamary Sołoniewicz w Narewce.
Maryja Litvinava
Maryia Litvinava to mieszkająca w Polsce białoruska pisarka, poetka i scenarzystka gier komputerowych i nasza kolejna Rezydentka, którą pragniemy przedstawić. Studiowała dziennikarstwo, krytykę literacką i kreatywne pisanie. Jest jedną z autorek „Pamiętników uchodźczych” wydanych w Warszawie w 2023 roku. Zajmuje się koncepcjami władzy, przemocy i bezpiecznych przestrzeni, badanych przez pryzmat emigracji, wpływem rosyjskiego kolonializmu na białoruską tożsamość. Jej teksty odzwierciedlają doświadczenie utraty kulturowej i próby poradzenia sobie z nią poprzez wymyślanie na nowo rodzinnej historii, badanie kobiecych zwyczajów i rytuałów.
Podczas rezydencji w Puszczy pracowała nad książką poruszającą tematy przemocy, przymusowej imigracji, utraty więzi z rodzimą kulturą i doświadczenia oddzielenia od rodzinnego kraju granicą fizyczną i symboliczną (mur).
Bywałam już wcześniej w Puszczy Białowieskiej, ale to w Uroczysku Hruszki przeżyłam pierwszą literacką rezydencję. Szczęśliwym trafem znalazłam się tu w bardzo odpowiednim dla mnie momencie: niedawno rozpoczęłam pracę nad pierwszą dużą książką, której jednym z przewodnich tematem jest… myślistwo. Formuła rezydencji pozwoliła mi skupić się wyłącznie na tekście.
Pracowałam intensywnie nad książką, robiąc przerwy jedynie na krótkie spacery po okolicznych łąkach, o wschodzie i zachodzie słońca. Odwiedziłam również kilku lokalnych artystów. Tutaj właśnie poczułam, jak ważna jest głęboka koncentracja – a do pewnego stopnia nawet nuda: to one dają myślom przestrzeń do rozwoju. Przez wszystkie dotychczasowe lata pracy nad poezją, tekstami dziennikarskimi, krytyką literacką, a później nad scenariuszami gier, nie miałam okazji poświęcić tyle czasu co w Gruszkach na pracę nad jednym tekstem. Moje myśli nie musiały tu przeskakiwać nieustannie z jednego projektu na drugi, nie wciągały mnie w literacki kalejdoskop, z którego trudno wydobyć kompletny obraz.
Wieczorami, po dniach spędzonych na owocnej pracy, zbieraliśmy się w salonie i rozmawialiśmy między innymi o tym, jak trudno jest młodym autorom otrzymać wsparcie, którego najbardziej potrzebują właśnie na początku swojej kariery. Jestem bardzo wdzięczna Stowarzyszeniu „Tropinka” oraz Stowarzyszeniu Tłumaczy Literatury i Unii Literackiej za zaufanie i umożliwienie mi pracy nad książką. Bez Was nie byłoby to możliwe!
Maryja Litvinava
Узнятая над зямлёй
з вышыні паляўнічае вежы
аглядаю поле
праз покрыўку з плястыгласу
Ручніца мая
пры дзяленні на два
(ён і я)
супадае з зубрам
чакаю сэкунду
цэлюся
страляю
і патрапляю ў слова
Uniesiona nad ziemią
na wysokości myśliwskiej ambony
oglądam pole
przez pokrywę z pleksi
Moja rusznica
przy dzieleniu przez dwa
(on i ja)
wynosi tyle co żubr
czekam sekundę
celuję
strzelam
i trafiam w słowo
Tłumaczyła Mira Łuksza
Antos Sivyh
Urodzony w Mińsku Antos Sivyh, nasz kolejny Rezydent, jest artystą wizualnym, twórcą Wierszaform oraz poetą. Jest również uchodźcą z Białorusi. Ukończył Europejski Uniwersytet Humanistyczny w Wilnie na kierunku Wizualne Media. Od 2019 roku mieszka w Łodzi, gdzie rozwija interdyscyplinarną praktykę twórczą, wierszaformy właśnie, łączącą poezję z wizualnym językiem sztuki. Jego prace często wykorzystują przestrzeń miejską jako medium komunikacji, badając relacje człowieka z otoczeniem. Czy każdy wiersz posiada formę wizualną? Kiedy Antos zapisuje wiersze znanych lub nieznanych autorów, litera po literze, unikalna forma ujawnia się jako grafika. Artysta często tworzy w miejscach publicznych, na ulicach, aby nawiązać kontakt z ludźmi i porozmawiać z nimi o poezji, sztuce, piśmie oraz języku. W listopadzie 2024 w Muzeum Książki Artystycznej w Łodzi zorganizowana została wystawa Wierszaform.
Podczas rezydencji w Uroczysku Hruszki Sivyh eksperymentował w „Wierszaformach” z lokalną literaturą i kulturą pogranicza, chciał przyjrzeć się temu, jak dziedzictwo literackie różnych narodów można połączyć w nowe i cenne narracje i podjąć próbę stworzenia form poetyckich, które oddadzą współczesne doświadczenia graniczne.
Ekspedycja (etno)poetycka a ukryte skarby poezji pogranicza
Początek
To, że czeka mnie przygoda, zrozumiałem nie w pociągu z Łodzi Fabrycznej, lecz czekając na przesiadkę w Warszawie Wschodniej, obładowany torbami, zwojami papierów, materiałami. Przede mną usiadł ptak, którego wcześniej nie widziałem w miastach. A po pół godzinie jechałem starym, głośnym pociągiem w kierunku Hajnówki, Narewki, Gruszek, Puszczy.
Jeden wielki dom-majątek, kilka jeszcze nieznajomych osób z różnych stron świata, okoliczne lasy, wioski i miasteczka, w których dzieją się rzeczy, jednocześnie znane i nieznane – dla mnie, czyli dla Białorusina, który prawie całe dorosłe życie spędził w Wilnie i w Łodzi. To brzmi jak setup dla horroru, ale jeszcze lepszy setup dla przygody, poszukiwań i twórczej pracy.
Cel?
Miałem dość jasny cel – chciałem przekształcić w wizualne obrazy wiersze poetów z tych stron. Na tym polega moja praktyka sztuki wizualnej i eksperymentalnej kaligrafii, którą nazwałem Wierszoformami. Ludzie we współczesnym świecie czytają więcej, niż kiedykolwiek dotąd: korespondencje w komunikatorach, szyldy na ulicach, strony internetowe, czasem prozę czy non-fiction i bardzo rzadko – poezję. Ona wymaga przełączenia się na inny tryb czytania, nie wszyscy są na to gotowi. Jednak ja, od czasu nauki w wielokulturowym środowisku Wilna, mam potrzebę, aby pokazywać i opowiadać o poezji i jej fenomenach w nowych formach przekazu, w filmach i wideoartach, w sztukach wizualnych. W ciągu ostatnich pięciu lat przekształciłem w formę wizualną wiersze dziesiątek autorów, zarówno białoruskich, jak i polskich, oraz z innych kultur. Piszę litera po literze, składam z nich kompozycję. Często robię to w miejscach publicznych, aby wejść w dialog z przechodniami, co jest jednym z celów mojej twórczości.
Odkrywanie, ale czego?
Ta rezydencja od początku mnie zadziwiła. Jechałem do Puszczy odkrywać przyrodę, patrzeć na żubry, ptaki, słuchać lasu. Ale już po pierwszej wyprawie rowerowej do Narewki zrozumiałem, że bardziej niż przyroda będzie mnie interesować kultura. Trafiłem na liturgię w miejscowej cerkwi, zwiedziłem wszystkie miejscowe cmentarze, prawosławne, żydowskie, międzywyznaniowe.
W Łodzi udało mi się urządzić tak, że w pięć minut docieram na rowerze do ulubionej biblioteki, kilku galerii sztuki, do mojej pracowni i do innych miejsc, w których lubię bywać i tworzyć. O dziwo to doświadczenie stało się moim udziałem również w Puszczy. Osiem minut na rowerze i byłem w galerii, w cerkwi, w bibliotece, na cmentarzach i w innych ciekawych albo sprzyjających codziennej pracy miejscach.
Pierwszego dnia spędziłem w bibliotece 5 godzin i przywiozłem stamtąd 11 książek. Takiego zbioru książek po białorusku nie widziałem od czasu jak mieszkałem na Białorusi! Odkryłem wielu miejscowych polskojęzycznych poetów, którzy pisali i piszą po białorusku, książki wydane w miejscowej gwarze. Z ludźmi rozmawiałem przede wszystkim „po naszemu”, w języku, który nie stanowi po prostu mieszanki białoruskiego i polskiego, lecz jest określany przez mieszkańców jako język pierwszych statutów WKL. Dowiedziałem się wiele o lokalnej geografii i historii.
Codzienne wyprawy i proces tworzenia
Prawie codziennie wyruszałem do lasu. Czasem sam, czasem z kolegami i koleżankami z rezydencji.
Od trzeciego dnia rezydencji codziennie pisałem wierszoformy. Zacząłem skromnie, od małych formatów i mniej znanych miejscowych utworów. Tak na rozgrzewkę. Kiedy stosunkowo dawno nie pisałeś, to najlepsze rzeczy wychodzą po kilku dniach, a nawet po tygodniu od powrotu do pisania.
Mówiłem już, że ulica to moja idealna artystyczna pracownia. Biorę ze sobą materiały albo znajduję je na ulicy, siadam i zaczynam pisać. Tak było i tutaj, pisałem w Puszczy, w Narewce, często na tarasie. Inni rezydenci powiedzieli mi, że mimowolne podglądanie mojej pracy także ich dyscyplinowało do pisania. Ciekawy efekt uboczny 🙂
Lokalni poeci
Chciałem przełożyć na wierszoformy wiersze poetów piszących po polsku i białorusku oraz tych, którzy pisali w jidysz. Udało mi się to w dużej mierze dzięki poleceniom pani bibliotekarki i mieszkańców, dzięki własnym odkryciom na półkach biblioteki, informacjom od dziennikarzy i literaturoznawców. Oto niepełna lista poetów, których utwory przerobiłem w wizualne obrazy:
Aleś Barski
Jan Czykwin
Borys Russko
Ryszard Worobiej
Wiktor Szwed
Nadzieja Artymovich
Andrej Stiepaniuk
Mira Łuksza
Ryszard Zięckowski
Uladzimir Hajduk
Morris Rosenfeld
Wcześniejsze doświadczenia, nowe odkrycia
Wcześniej uczestniczyłem w etnograficznych ekspedycjach i kiedyś nawet nakręciłem film dokumentalny z gminy krasnopolskiej, z wioski na granicy Białorusi i Rosji, w większości wysiedlonej z powodu promieniowania. Natknąłem się tam na specyficzną kulturę i ludzi nawet w tych warunkach cieszących się życiem. W gminie Narewka sytuacja jest nieporównywalna, chociaż i tu mieszkańcy borykają się z różnymi wyzwaniami i problemami, np. z powodu sytuacji na granicy Polski i Białorusi. Ale właśnie tu, dzięki Tropince, przeżyłem ekspedycję nie etnograficzną w tradycyjnym sensie, ale poetycką i kulturową. To moje pierwsze takie doświadczenie i przykład na to, jak można pracować z regionalnymi, lokalnymi kulturami.
Wielkie wrażenie zrobiło na mnie spotkanie z panią Katarzyną Bielawską z Galerii imienia Tamary Sołoniewicz (Galeria Narewka). Po kilkugodzinnej rozmowie narodził się pomysł nowej formy: nie płótna czy papieru z wierszoformą, ale koszuli, która będzie całkowicie rozpisana utworami miejscowych autorów. Po dwóch dobach taka koszula powstała: pierwsza ręcznie zrobiona wierszoforma, którą można nosić na sobie.
Spotkania i wymiany doświadczeń
Niesamowite było też nasze pożegnalne spotkanie w Galerii, podczas którego każdy z uczestników dzielił się rezultatami swojej pracy, znajdując żywy odzew wśród licznych słuchaczy. Znowu zdziwienie, bo Narewka to przecież wieś, kto by się spodziewał tu życia kulturalnego. A życie kulturalne tu kwitnie! Można było porozmawiać z poetami, z ciekawymi gośćmi z okolicznych wiosek, no i zjeść regionalne dania.
Po spotkaniu miałem wrażenie, że chociaż główna część pracy została skończona, zostało coś jeszcze. Jak w grze komputerowej, kiedy kończy się główna linia fabularna, a ty tkwisz jeszcze w tym świecie.
Nowe kierunki?
Przez ostatnie dni rezydencji zacząłem badać, jak można przekształcać całe zbiory czy wybory wierszy w wizualną formę. Dziennikarz z TVP3 polecił mi jeszcze jednego miejscowego poetę, a ja wybrałem cztery wiersze i stworzyłem na przestrzeni gigantycznego arkusza nie jedną a od razu cztery wierszoformy, które składają się w jedną kompozycję.
Po powrocie do Łodzi kontynuuję rozpoczętą w Puszczy działalność. Składam różne fabuły, historie, idee, myśli i robię z tego kompozycje ze słów i liter, które dodają się i wzajemnie napędzają.
Kiedy czekałem na przesiadkę w Warszawie Zachodniej, byłem już innym człowiekiem niż dwa tygodnie temu w Warszawie Wschodniej. Oprócz tego, że stworzyłem wiele prac i poznałem niezwykłych, dobrych ludzi, ta przygoda zmieniła mnie w sposób, który na razie trudno mi opisać. Kompozycje się piszą, formy się składają, dialog się toczy, i do Puszczy także wrócę. W inny sposób, z nową perspektywą.
Monika Powalisz
Monika Powalisz jest polską pisarką mieszkającą od kilku lat w Berlinie. Jest autorką scenariuszy filmowych i telewizyjnych (współtwórczyni serialu „Belfer”, współpracowała nad scenariuszem „Matki pingwinów“) oraz komiksów. Debiutowała w wieku 17 lat dramatem „Rapsod dla krowy”. W 2018 roku wydała debiutancką powieść „Ósme ciało”. W roku 2020 ukazał się „Bartoszewski. Komiks dokumentalny”, do którego napisała scenariusz.
Podczas rezydencji pracowała nad zbiorem opowiadań „Zwierzęta, z którymi rozmawiam osobiście”. W lutowym numerze „Pisma” opublikowane zostało pierwsze opowiadanie planowanego tomu pod tytułem „Pająk na autostradzie”.
Rezydencja twórcza w Uroczysku Hruszki była moją pierwszą rezydencją w życiu. Do tej pory próbowałam radzić sobie z pisaniem w zaciszu własnego pokoju, wpisując się w modny trend bycia digital nomad. Byłam przekonana, że to wielka zdobycz pandemiczna – możliwość pisania z dowolnego miejsca na świecie, o każdej porze dnia i nocy, zawsze ze smartfonem na podorędziu i wiecznym połączeniu z on-linem. Tak definiowałam zakres mojej twórczej wolności. Tymczasem czas rezydencji, doświadczenie spotkania z innymi i działania in situ, sprawiły, że w przyspieszonym tempie rewiduję swoje ustalone poglądy.
Na mój pobyt nałożyła się sprawa pisarskiej wiosny i ferment w gronie pisarek i pisarzy oraz tłumaczy zrzeszonych w Unii Literackiej, dzięki której dowiedziałam się i o rezydencji, ale i o sytuacji innych osób piszących. Dużą cześć rezydencji poświęciłam na polemiki i wypowiedzi w gronie UL. Dopiero po kilku dniach udało mi się „przełączyć” na tryb rezydencyjny.
Zdałam sobie sprawę, że rezydencja twórcza zapewnia zupełnie inny komfort tworzenia: odcięcie od rodziny, bliskich, spraw codziennych, pozwala na skupienie się wyłącznie na pisaniu, ale zapewnia coś więcej: komfort myślenia. Właśnie tego komfortu często brakuje nam, kobietom które dodatkowo, jak w moim przypadku, wykonuję pracę reprodukcyjną, która w ogóle jest niewidoczna dla społeczeństwa. Często zapomina się, jak ważne w naszej pracy jest odosobnienie i skupienie.
Przyjechałam do Gruszek z bardzo konkretnym planem – napisania kilku opowiadań. Udało mi się napisać i ukończyć tylko jedno „Dzień Szakala”, który w całości przeczytałam podczas naszego spotkania rezydencyjnego w Galerii.
Podczas rezydencji w moim przypadku wydarzyło się coś jeszcze, coś o wiele bardziej istotnego. Inspiracją okazały się długie spacery oraz wizyta w sercu Puszczy Białowieskiej – rezerwacie ścisłym. W trakcie oprowadzania dowiedziałam się o istnieniu kłody-piastunki i jej roli w ekosystemie. To spotkanie otworzyło mi oczy na wiele spraw: rolę i sytuację piszących kobiet w Polsce, wymiar wzruszających rozmów z koleżankami z Ukrainy i Białorusi, które podobnie jak ja mają za sobą doświadczenie migracyjne, czy doświadczanie piękna samego języka polskiego ze wszystkimi nazwami ze świata przyrody: wspomnianej kłody-piastunki, kuźni dzięcioła, zwyślika, pruchnilca czy drewnowca.
Mimo, że zrealizowałam tylko jedną-trzecią planu pracy twórczej, po powrocie rzuciłam się w wir pisania nowej sztuki (po dwunastu latach nie mierzenia się z materią teatru!) o…lesie!
Rozmowy, spacery, dyskusje oraz wspólne gotowanie sprawiły, że poczułam jak bardzo ważna jest rola wspólnoty – nawet tej zawiązanej na kilkanaście dni. To doświadczenie – czysto ludzkie – bardzo mnie wzmocniło – ale też pozwoliło na bezpośrednio wgląd w obecną sytuację na Ukrainie, Litwie, Białorusi.
Tego samego doświadczyłam będąc w samej Narewce – miejscu absolutnie unikalnym, wyjątkowym, gdzie społeczność lokalna jest silna i aktywna, ale też pielęgnuje pamięć, historię i lokalne tradycje. Wędrowaliśmy po tym małym wycinku świata na skraju puszczy czując, że przeszłość ma tu swoje miejsce na przecięciu kultury żydowskiej, białoruskiej i polskiej.
Bardzo dziękuję też za super kreatywne i budujące rozmowy z Pawłem Piszczatowskim i Justyną Czechowską. A Stowarzyszeniu Tropinka za cel, który wszystkich nas połączył w niezwykłym i twórczym miejscu, jakim jest Uroczysko Hruszki.
Ramūnas Čičelis
Ramūnas Čičelis – poeta, pisarz, dziennikarz, doktor nauk humanistycznych. Oprócz kilku tomików poetyckich, esejów i rozpraw naukowych, wydał zbiór rozmów na temat migracji „To Stay or Go” („Likti ar eiti?”, 2025). Obecnie wykłada na Uniwersytecie Witolda Wielkiego w Kownie i na uczelni Kauno Kolegija. Od 2023 r. jest członkiem Litewskiego Związku Pisarzy, a od 2024 r. Krajowego Stowarzyszenia Twórców Dziennikarzy i międzynarodowej sieci naukowej BALTHERNET.
Podczas rezydencji autor pracował nad esejami w formie listów adresowanych do ukraińskiego pisarza Andrija Lubki, białoruskiej poetki Sabiny Brilo, polskiego poety Krzysztofa Czyżewskiego i litewskiego poety i tłumacza Mariusa Burokasa. Będą one częścią zbioru „Listów na brzozowej korze”. Tytuł nawiązuje do poezji i listów pisanych na Syberii przez litewskich zesłańców – wobec braku papieru – na brzozowej korze. Pod relacją z pobytu zamieszczamy fragmenty listów!
Międzynarodowa rezydencja twórcza w Gruszkach to dla mnie przede wszystkim spotkanie podobnie myślących ludzi i szansa na wspólne spędzenie czasu. To historie, rozmowy, twórcze pomysły i międzykulturowy dialog. Ta podróż pozwoliła mi uciec od codziennej rutyny i skupić się wyłącznie na tym, co chcę napisać i czym chcę się podzielić z moimi przyjaciółmi, kolegami i czytelnikami. Trudno opisać atmosferę panującą w Uroczysku: początkowo obce środowisko z dnia na dzień stawało się coraz bardziej swojskie… Do tego stopnia, że już teraz tęsknię za tymi dwoma tygodniami w Puszczy Białowieskiej.
Moim celem podczas rezydencji było napisanie czterech esejów w formie listów. Są adresowane do polskich, białoruskich, ukraińskich i litewskich poetów, poetek i pisarzy, pisane z litewskiej perspektywy, ale wyczulone na problemy twórców z Europy Środkowo-Wschodniej i ich czytelników. Nazwałem ten cykl „Listy na brzozowej korze”, aby przypomnieć masowe deportacje na Syberię w czasach sowieckich i nawiązać do tego, że dziś ludzie w naszym regionie są często zmuszeni do przymusowego opuszczenia domów i szukania, budowania ich w obcych krajach. Planuję wydanie książki trzyjęzycznej – teksty będą opublikowane po litewsku, angielsku i polsku.
Głębokie rozmowy, przyjaźni ludzie i bliskość natury sprawiły, że program rezydencyjny w Gruszkach był dla mnie i – jak sądzę – również dla innych uczestników wyjątkowym doświadczeniem, ważnym krokiem w kierunku przyszłych ekscytujących pomysłów. Dziękuję wszystkim, dzięki którym ta rezydencja była możliwa i którzy sprawili, że była tak owocna.
Ramūnas Čičelis
The road and the path,
The wisent‘s eye pupil,
The wheel that has stopped,
A flash of glow.
The cry of the wolf,
The cross intersection,
The branches breadthwise,
A flash of glow.
A ladybird‘s spot,
The carved wood,
The top of the tower,
A flash of glow.
A bright ray,
The stripe and the blade,
A grain of soil,
A flash of glow.
The string suddenly breaks!
Fragmenty „Listów na brzozowej korze”:
Do Krzysztofa Czyżewskiego: Nie bez powodu okupanci niszczą mosty – nie tylko po to, by ludzie nie mogli się przemieszczać, ale przede wszystkim po to, aby w ogóle uniemożliwić komunikację, nieprawdaż? Czy nie uważasz, że Wasze wewnętrzne i zewnętrzne mosty, otwartość i „misterium mostu”, towarzyszące Krasnogrudzie od lat, tak bardzo potrzebne są właśnie teraz: gdy duża część świata zatraca zdolność nawiązywania kontaktów międzyludzkich i coraz niklejsze ma szanse na życie w pokoju?
Do Andrija Lubki, ukraińskiego pisarza: Jacy będą ludzie w waszym i naszym kraju po tym horrorze, w jakim żyjecie tyle już lat? (…) Czy mówienie w kontekście wojny w Ukrainie o niuansach, klauzulach i kompromisach nie jest po prostu łajdactwem? (…) Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że przyszłość świata jest w Twoich rękach, w rękach Ukraińców, a nie w chorobliwych fantazjach zidiociałych dyktatorów?
Do Sabiny Brilo, białoruskiej poetki: Czy smutek jest jednym z podstawowych psychicznych stanów w naszym regionie? Czy to on łączy nas ze światem i z naszym najbliższym otoczeniem? Wreszcie, pytanie o autoironię: dlaczego tak ważne jest w twoich wierszach, aby człowiek nie traktował siebie zbyt poważnie? (…) Czy to możliwe, że dzisiejsze polityczne zaangażowanie ludzi w Białorusi jest przykładem krystalizacji form społeczeństwa obywatelskiego, które mogą inspirować ludzi nawet za Atlantykiem?(…) Czy zmieniające się białoruskie społeczeństwo nie poświadcza, że w naszych stronach nie ma monolitycznej tożsamości narodowej i kulturowej, i że po prostu nie może jej być? Czy ci, którzy nazywają się nacjonalistami, zapomnieli o swoich korzeniach? Wiesz oczywiście, że wielu Litwinów ma polską, białoruską i ukraińską przeszłość.
Do Mariusa Burokasa, litewskiego poety i tłumacza: Czy mogę nazwać Twoje wiersze poszukiwaniem jedności, w której ani przyroda ani ludzkość nie będą dominować? (…) Czy nie nazbyt często zapominamy w naszym kraju, że świat nie kończy się na przejściu granicznym w Miednikach? Czy mylę się, mówiąc, że należysz do nielicznych w naszym kraju ludzi, którzy mają odwagę myśleć, tworzyć i działać jako mieszkańcy Europy Środkowo-Wschodniej? (…) Czy zamknięcie w regionalnym myśleniu nie utrudni nam zrozumienia obaw i radości Polaków, Białorusinów, Ukraińców? Tak że większość ludzi w naszym kraju obudzi się dopiero wtedy, gdy wróg stanie u bram?
Katarzyna Sienkiewicz
Katarzyna Sienkiewicz jest absolwentką Liceum Plastycznego w Supraślu, specjalizacja tkanina artystyczna oraz malarstwa na Wydziale Artystycznym UMCS w Lublinie (pracownia Stanisława Żukowskiego). Jest intermedialną artystką wizualną i poetką piszącą głównie w języku białoruskim. W malarstwie tworzy struktury przypominające techniki tkackie. Przez ostatnie lata zajmuje się przede wszystkim malarską kontynuacją tkackiej perebory. Prowadzi warsztaty artystyczno-aktywistyczne, wykłady performatywne. Brała udział w wystawie zbiorowej artystów współczesnych z Podlasia pt. „Świat nie wierzy łzom”, w Galerii Arsenał w Białymstoku, wystawiała swoje prace w MOS w Gorzowie Wielkopolskim , w Galerii Pop Up Copenhagen w Danii, na Węgrzech, a obecnie ma wystawę w Berlinie. W tym roku z kamerą odwiedził ją również Mikola Vauraniuk (ok 7:30 minuty programu https://bialystok.tvp.pl/679812/tydzien-bialoruski).
Podczas rezydencji literackiej pracowała nad tekstami do nowej dwujęzycznej (polsko-białoruskiej) książki poetyckiej, pod roboczym tytułem „Abydzionnik”, którą chciałaby wzbogacić o elementy tekstów pieśni ludowych. Ważnym etapem prac nad książką będzie również przygotowanie pliku do druku, gdyż rolę grafiki pełnić będą litery i ornamentalne znaki, budowane za pomocą tworzonych przez nią fontów.
Nieustannie zachwycają mnie zjawiskowe, horyzontalnie wkomponowane drzewa, współistniejące podczas swojego “wiecznego spoczynku” z wertykalnymi, młodszymi, zdrowszymi przedstawicielami flory Puszczy Białowieskiej, będąc ostoją wielu gatunków organizmów. To przepiękne miejsce, z którego pochodzę, będące środkiem (zapewne nie tylko) mojej duszy. Ziemia ta jest prochem, z którego powstałam. Świętość tego miejsca po prostu czuję i nie da się z tym polemizować, choć jestem daleka od pogaństwa, czy kłaniania się pniom. Przez pryzmat Puszczy rozumiem świat, a prawdziwą sztukę odczuwam jako las, wsiąkający swym pięknem i bogactwem symboliki w umysły i serca, aby pozostać w nich na zawsze.
W Uroczysku Hruszki pracowałam nad nowymi tekstami poetyckimi w języku białoruskim, zawierającymi w sobie fragmenty tekstów pieśni obrzędowych. Już samo pisanie słowami nieliterackiego dialektu języka białoruskiego, okazało się wyzwalające. Nadawanie tekstom pieśni ludowych formy wierszy współczesnych jest trochę jak recykling, dający przedmiotom używanym nowe życie, bez niszczenia oryginałów.
Spacer w rezerwacie wykorzystałam jako pretekst do sfotografowania wyjątkowych egzemplarzy przyrodniczych, które mam nadzieję wykorzystać przy projektach wizualnych. Nie mogłam oprzeć się pokusie stworzenia obrazu z koralików, prezentującego nowy, tekstylny ornament białorusko-białowieski, powstały na podstawie kadru fotograficznego, prezentującego fragment lasu. Wzór ten ma kształt nieba, przezierającego przez gałęzie. Obserwacja natury jest najbliższą mi hipotezą powstawania białoruskiego tradycyjnego ornamentu, co wykonałam za pomocą współczesnych technik.
Nadiia Velychko i Olena Rybka
Nadiia Velychko jest graficzką, wykładowczynią Państwowej Akademii Wzornictwa i Sztuki w Charkowie. Zajmuje się projektowaniem książek, ma na swoim koncie ponad 200 wydań literatury dziecięcej, popularno-naukowej i beletrystycznej. Wolontariuszka i uczestniczka Międzynarodowego Triennale Plakatu Ekologicznego „Blok 4”. Jedna z kuratorek wystawy „Czarnobyl 30, Fukushima 5”, za którą otrzymała dyplom Związku Projektantów Ukrainy. W 2017 roku zorganizowała własną wystawę fotograficzną „Wilcha. Wieś przesiedlona” przy wsparciu Ogólnoukraińskiej Organizacji Społecznej Osób Niepełnosprawnych „Czarnobylski Związek Ukrainy” oraz Czarnobylskiej Pracowni Historycznej. W styczniu 2022 obroniła pracę doktorską „Interaktywność jako czynnik kształtowania projektowania książek dla dzieci”.
Ołena Rybka to poetka, redaktorka i działaczka kulturalna, członkini PEN i Charkowskiego Towarzystwa Historyczno-Filologicznego. Kieruje działem współczesnej literatury ukraińskiej, literatury dla dzieci i o dzieciach w charkowskim wydawnictwie Vivat. Od początku pełnoskalowej rosyjskiej inwazji opiekowała się projektami dotyczącymi wojny, w tym m.in. książką dla dzieci „Gerard-Partyzant” Iwana Andrusiaka, „Moje przymusowe wakacje” Kateryny Jegoruszkiny (naszej byłej rezydentki) i „Słownikiem wojny” Ostapa Śliwińskiego. Teksty Ołeny po ukraińsku znajdziecie tu: https://culture.pl/ua/author/olena-rybka
W Puszczy twórczynie pracowały nad wspólnym projektem literacko-graficznym „Rozstrzelane odrodzenie”. Projekt ten ma na celu z jednej strony przypomnienie bogatego i różnorodnego dorobku ukraińskich pisarzy tworzących w sowieckiej Ukrainie w latach 20. Życie wielu z nich zakończyły stalinowskie czystki w latach 30., a ich „nieprawomyślna” twórczość była konsekwentnie wymazana z oficjalnej sowieckiej historii ukraińskiej literatury. Ważne jest równiez umiejscowienie tych historii we współczesnym kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej i przypomnienie, że niszczenie kultury ukraińskiej przez Moskwę ma długą tradycję. W projekcie uczestniczyli zdalnie studenci Państwowej Akademii Wzornictwa i Sztuki w Charkowie – w obecnej sytuacji głos młodego pokolenia artystów jest szczególnie istotny.
Ich prace będące rezultatem tego projektu publikujemy poniżej.
Olena Rybka:
Możliwość pracy w tak świetlistym i cichym miejscu jak Uroczysko Hruszki w Puszczy Białowieskiej była dla mnie otarciem się o coś ważnego i intymnego. Czuć tutaj oddech ciszy. Cisza ta nie jest pusta, lecz wypełniona znaczeniem, pamięcią, szeptem drzew i niewidzialną mocą. Cisza tutaj nie uspokaja – ona wzmacnia. Przenika w ciebie, otula, pozwala ci się zebrać, poczuć, że żyjesz, masz głos i możesz tworzyć.
Nagle rano przychodzą wiersze. A wieczorem – żubry. Całe stado, siedemnaście dużych i mądrych zwierząt, które patrzą na ciebie uważnie, ale nie uciekają. Przebiega szybko zając. Mchy i porosty na drzewach przypominają magiczne istoty, które chronią las. Pozdrawiam więc Puszczę w myślach, spacerując jej tropinkami.
Rano wychodzisz na taras i słyszysz świergot ptaków. Pewnego dnia postanawiasz zainstalować ptasią aplikację, aby wiedzieć, czyje głosy tworzą to wiosenne rozedrganie powietrza.
Tuż po przyjeździe do Puszczy Nadiia Velychko podzieliła się ze mną pewnym skojarzeniem. Pierwszą rzeczą, która kojarzy się jej z Puszczą Białowieską, jest fakt, że tu właśnie podpisano dokument, formalnie kończący istnienie ZSRS. Choć to imperium nadal żyje w zbyt wielu tępych głowach, wszystko zostało powiedziane w Puszczy wiele lat temu. Jest ogromna, różnorodna, wymaga ochrony, i nieodmiennie kojarzy się z wolnością.
Dużo mówiliśmy tu o traumie i zniewoleniu. O ludności żydowskiej, która stanowiła większą część tutejszej społeczności przed tragicznymi wydarzeniami II wojny światowej. Cmentarz żydowski ukryty jest w głębi lasu, a kamyczki misternie ułożone na macewach świadczą o tym, że pamięć o pochowanych tu ludziach trwa. Torturowani, zgładzeni, ale nie zapomniani.
Katarzyna Bielawska, która prowadzi Galerię im. Tamary Sołoniewicz w Narewce, opowiedziała nam o tutejszym teatrze (Teatr Chodzony), którego jest członkinią i który zajmuje się lokalną historią: „Grałam kobietę, która wraz z dziećmi stała na zgliszczach, po utracie domu i wszystkiego, co miała. Podczas spektaklu wydawało mi się, że przemawiają przeze mnie wszyscy nasi przodkowie, cały ich ból. Wydawało mi się, że naprawdę tracę głowę, pogrążam się w szaleństwie, wykrzykując mój paraliżujący ból.”
Historie regionu Puszczy żyją we mnie i pulsują. Podobnie jak historie pozostałych rezydentów. Te dwa tygodnie w Puszczy Białowieskiej wypełniały rozmowy i odkrycia. Wielkim przeżyciem było już samo przebywanie w naszej rezydencyjnej wspólnocie – międzynarodowej, otwartej i uważnej. Formuła rezydencji, w której biorą udział przedstawiciele Polski, Białorusi, Ukrainy i Litwy, tworzy przestrzeń dialogu, jest okazją do dzielenia się przemyśleniami, do rozmowy o kulturach, z których pochodzimy i do głębszego poznania się.
Wspólne obiady i kolacje, rozmowy w kuchni i w Puszczy, nieustannie pokazywały nam, jak głębocy i interesujący są ludzie wierni swoim korzeniom. Sam region był dla mnie też odkryciem: z własnym językiem, świadomością kulturowej odrębności i gęstą tkanką historyczną. W Galerii Narewka rozmawialiśmy o tym, jak historia przetoczyła się przez te okolice – i jak się tu ujawnia. Również o tym, jak ważne jest pielęgnowanie lokalnej kultury. Wspominałam o projekcie Мереживо realizowanym przez PEN Ukraina, w ramach którego organizuje się w Ukrainie spotkania z pisarzami, filozofami i innymi twórcami kultury w małych miasteczkach, wioskach, rzadko odwiedzanych przez gwiazdy show-biznesu, grupy teatralne itp.
Podczas rezydencji pracowałyśmy z Nadią nad wspólnym projektem, który narodził się wyrósł z kilku ważnych refleksji.
Kiedy dziennikarze przyjeżdżają do Charkowa, wielu z nich, przygotowując się do pisania o kulturze, której głos nie milknie w nękanym wojną mieście, pyta: „Czy widzisz jakieś podobieństwo między obecnymi czasami a epoką rozstrzelanego odrodzenia?”
Za każdym razem, gdy odpowiadam na to pytanie, myślę o tym, jak wielu młodych ludzi odkrywa teraz dla siebie ten okres, jak podziwiają Mykołę Chwylowego i Łesia Kurbasa, jak odnajdują Mike’a Johannsena i Mychajłę Semenkę. Z młodzieńczym entuzjazmem fascynują się naszymi twórcami z lat dwudziestych ubiegłego wieku, jednak bardzo silne emocje budzi w nich też fakt, że zostali oni cynicznie zamordowani, że odebrano im możliwość tworzenia, odebrano im głos.
Rozmawiam więc ze studentami, których wojna zmusiła do studiowania online, a w tych rozmowach powraca wezwanie:
Nie nazywajcie nas rozstrzelanym pokoleniem. Tak, pamiętamy tragedię lat 20. i 30. ubiegłego wieku. Tak, studiujemy ich teksty, rozmawiamy z ich cieniami i przeżywamy ich stratę. Ale my nie jesteśmy ofiarami. Nadal stawiamy opór. Na polu bitwy. W słowie. W kulturze. Rozstrzelane odrodzenie, nasze lata dwudzieste, to nie tylko okres terroru. To czas przełomu. Pomysłów. Odwagi. Nie ich śmierć jest dla nas przykładem, ale pragnienie tworzenia, również wtedy, gdy mrok okrąża nas z każdej strony. Dlatego nie mamy prawa milczeć. Musimy pisać, grać, malować. Musimy być słyszalni. Musimy być widoczni.
Ponieważ tym razem historia potoczy się inaczej.
Nadiia Velychko:
Puszcza Białowieska była dla mnie od dzieciństwa symbolem wolności. To tutaj upadł Związek Radziecki, dla mnie ten las stał się przestrzenią wolnego ducha, miejscem, w którym można poczuć siłę historii i natury. Natura tutaj nie przypomina zadbanego parku z klombami, ale jest dzika, dziewicza, prawdziwa.
Jestem niezmiernie wdzięczna za ten wspólny czas, za możliwość przebywania tutaj i rozmów z niezwykłymi ludźmi. Jestem wdzięczna wszystkim rezydentom, z którymi dzieliłyśmy nie tylko przestrzeń, ale także myśli i doświadczenia.
Dziękuję Pawłowi Piszczatowskiemu i Justynie Czechowskiej za wasze ciepło, otwartość i głębokie rozmowy, które nadały tym dniom szczególne znaczenie.
Chciałabym podziękować również w imieniu studentów, którzy, choć studiowali zdalnie, również w pewnym sensie wzięli udział w rezydencji i spotkaniu w Galerii. Podczas wymuszonej wojną zdalnej nauki możliwość uczestniczenia w międzynarodowych projektach ma dla nich ogromne znaczenie.
Przede wszystkim zaś dziękujemy za możliwość porozmawiania o Ukrainie, o „rozstrzelanym odrodzeniu”, poezji wojennej i pokoleniu artystów, którzy walczą o prawo do bycia usłyszanym. To było bezcenne doświadczenie i mam nadzieję, że przed nami jeszcze wiele spotkań i wspólnych inicjatyw.
Studenci
Wydziału Projektowania Graficznego Charkowskiej Państwowej Akademii Projektowania i Sztuki
W czasie rezydencji studenci pracowali zdalnie z Надія Віля i Rybka Olena nad projektem literacko-graficznym „Rozstrzelane odrodzenie”. Projekt ten ma na celu przypomnienie bogatego dorobku ukraińskich pisarzy tworzących w sowieckiej Ukrainie w latach dwudziestych. Życie wielu z nich zakończyły stalinowskie czystki w latach trzydziestych, a ich „nieprawomyślna” twórczość była konsekwentnie wymazana z oficjalnej sowieckiej historii ukraińskiej literatury. Temat szczególnie ważny i aktualny w kontekście trwającej wojny rosyjsko-ukraińskiej…
„Nie nazywajcie nas rozstrzelanym pokoleniem. Tak, pamiętamy tragedię lat 20. i 30. ubiegłego wieku. Tak, studiujemy ich teksty, rozmawiamy z ich cieniami i przeżywamy ich stratę. Ale my nie jesteśmy ofiarami. Nadal stawiamy opór. Na polu bitwy. W słowie. W kulturze. Rozstrzelane odrodzenie, nasze lata dwudzieste, to nie tylko okres terroru. To czas przełomu. Pomysłów. Odwagi. Nie ich śmierć jest dla nas przykładem, ale pragnienie tworzenia, również wtedy, gdy mrok czai się z każdej strony. Dlatego nie mamy prawa milczeć. Musimy pisać, grać, malować. Musimy być słyszalni. Musimy być widoczni. Ponieważ tym razem historia potoczy się inaczej.” (za Rybka Olena)
Anastasia Dyachek
Serafima Kabanets
Nadiia Kiyko
Vladislava Kosheva
Nataliia Kryvobok
Serhii Lanko
Dmytro Mirosznyczenko
Maria Sayenko
Alina Simonian
Sofia Trachnova
Konstantin Pirożenko
Daria Trigub
Denys Korobka
Sofia Kozłowa
Mykyta Magalitskyi
Iryna Yeretska
Sofia Semerenko
Darina Toptunova