Zielony Kwiecień 2019

Dziękujemy wszystkim uczestnikom Zielonego Kwietnia za wspólnie spędzony czas podczas wycieczek, spacerów, spotkań, warsztatów! Dziękujemy współorganizatorowi Maratonu z żubrem” Mammal Research Institute Polish Academy of Sciences, patronowi medialnemu Polskie Radio Białystok, Wydawnictwo Media Rodzina za ufundowanie książeczek dla dzieci, Gminny Ośrodek Kultury w Narewce za udostępnienie Galerii im. T. Sołoniewicz. Dziękujemy wszystkim, którzy tegoroczny cykl wydarzeń tworzyli! To był kolejny przepiękny zielony miesiąc!

Kto widział Wiosnę?

A co się działo? 6 kwietnia od rana szukaliśmy wiosny z Lucyną Żłobin i zobaczcie w fotorelacji co znaleźliśmy – było magicznie, dziko, zobaczyliśmy co w Puszczy kwitnie, dowiedzieliśmy się, które z puszczańskich skarbów można zjeść, które leczą, które trują, a trafiały się też znaleziska dosyć niecodzienne…

Rozmowa z Anną Romaniuk o jej książce „Orzeszkowo 14”

Po południu w Chacie Kulturalnej przy Dworku Rousseau odbyła się niezwykła rozmowa: Tropinkowiczka, Kasia Androsiuk, i autorka książki „Orzeszkowo 14. Historie z Podlasia, Anna Romaniuk, rozmawiały o Puszczy, o stosunku mieszkańców do niej, oraz o dawnej i najnowszej jej historii. O starych drzewach i poezji pór roku, intensywniej tu przeżywanych niż w mieście, Kasia, „puszczańska dziewczyna” od urodzenia, która tu jednak po studiach świadomie wróciła, i Anna, która Puszczę pokochała i stała się mieszkanką z wyboru, mówiły o oswajaniu domów, o specyfice Podlasia i tutejszych dialektów, o przyjaźniach z sąsiadami, o definiowaniu tutejszej tożsamości, o uważności i uczeniu się rozumienia. O żalu, że coraz częściej wnuki i prawnuki „po naszemu”, czyli w miejscowych dialektach, już nie mówią, albo nie chcą mówić. Anna Romaniuk, historyczka literatury, przyjechała do Orzeszkowa niewiele wiedząc o specyfice tych terenów, a próbując zrozumieć ją, napisała książkę ważną dla tego regionu. Idealnie wpisuje się ona w próby wskrzeszenia zapomnianej wielokulturowości Polski, w próby dopuszczenia do głosu różnorodności, pochylenia się nad trudną historią mniejszości. Czytamy więc między innymi o bieżeństwie, które długo istniało głównie w pamięci potomków bieżeńców. Czytamy o powrocie bieżeńców po rewolucji październikowej do niepodległej Polski:

Wielu nie umiało mówić inaczej jak białoruską albo ukraińską gwarą, albo po rosyjsku, przez to w urzędzie nie można było nic załatwić. Niepodległa Polska nie była im słodką ojczyzną, a była ojczyzną jedyną, jaką mieli. Wracali, zostawiając za sobą mogiły rozsiane wzdłuż szlaku wędrówki. (…) Wracali więc do Polski (choć oni myśleli raczej nie „do Polski”, ale „do siebie”) jak do ziemi obiecanej. (..) Od mniejszości narodowych i wyznaniowych oczekiwano asymilacji (czyli polonizacji, możliwie jak najdalej i jak najgłębiej posuniętej). (…) Z oczywistych powodów zostało to przyjęte przez głównych zainteresowanych co najmniej niechętnie. Aby podać przykład: w mieście, Hajnówce, w 1925 roku 70 procent mieszkańców stanowili Polacy, pozostali to Białorusini, Żydzi, Rosjanie i Niemcy. Na wsi proporcja była odwrotna, a były i wsie, w których mieszkali tylko „prawosławni, tutejsi”. Czyli „polskie miasto” z polskimi (i katolickimi, co ważne) urzędnikami, instytucjami (szkoły, poczta, szpital itd.) otoczone było przez żywioł białoruskich wsi z białoruskimi (i prawosławnymi) chłopami.” Czytamy o tragedii drugiej wojny światowej i trudnym powojennym czasie – między innymi o Burym: „To właśnie jego nazwisko, a bardziej nawet pseudonim został zapamiętany, może jako jedyny, przez mieszkańców Hajnowszczyzny. Iwan Czurak z Orzeszkowa pamięta „Burego” jadącego przez wieś na lśniącym koniu, biegł za nim pies (jest nawet na jednej z zachowanych fotografii). Susied mówi, że od razu widać było, że „polski pan jedut”. (…) Babcia Radka Olga Janiuk, pochodząca z Dorotynki, mówiła, że najgorszy był właśnie czas po wojnie. Bywało, że zbierało się kilku z dalszych wsi, zakładało maski albo malowało twarze, żeby nie można było ich rozpoznać, i szło rabować. Katolicy rabowali prawosławnych, prawosławni katolików. Strach było żyć, strach z domu wychodzić. (…) W Orzeszkowie na pytanie o „Burego” starsi mieszkańcy odpowiadają, wołając, że „to bandyta był, co niewinnych ludzi mordował”, albo płaczą, wspominając zbrodnie, których świadkami byli jako dzieci, wspominając zamordowanych bliskich. I nadal się boją.” Czytamy o Marszach Pamięci Żołnierzy Wyklętych w Hajnówce z ostatnich lat, które przebiegały pod hasłami „Bury nasz bohater” i „Armio Wyklęta Hajnówka o was pamięta”, a odbywały się „na oczach „tutejszych”, zaszokowanych tym widokiem lub pukających się w czoło na tak skrajny przypadek wyparcia „tutejszej” historii.

Wędrówka po północnej części Białowieskiego Parku Narodowego

7 kwietnia na spacer po północnej części Białowieskiego Parku Narodowego, zabrali nas Andrzej Karczewski i Małgorzata Karczewska, pracownicy tegoż parku. Szliśmy śladami wilka, który niestety nie miał ochoty na spotkanie, pozwalając nam podziwiać jedynie swe tropy oraz zgadywać na podstawie pozostawionych na naszej drodze kup, jaką dietę preferuje. Nakrzyczał na nas dzięcioł czarny. Natknęliśmy się na ślady borsuka, żubra, jak również dzików, które niestety stały się naszym kraju rzadkością – jednak jako że dziczą odpowiedzią na wszelkie kataklizmy jest szybkie rozmnażanie się, miejmy nadzieję, że szybko powetują sobie straty zadane przez człowieka. Była mowa o specyfice północnej, młodszej części Parku, o długoletnim poszukiwaniu sposobu na jej ochronę i decyzji pozostawienia jej samej sobie, zdaniu się na siły przyrody.

Rozmawialiśmy też o bezpieczeństwie w Puszczy, które wymaga jedynie przestrzegania kilku podstawowych zasad przez turystów; o tym, co zrobić z suchymi drzewami przy szlakach (złamać je tak, aby wyglądały jak najbardziej naturalnie, pozostawić na miejscu, a zaczną nowe życie, zaś po kilku latach zamienią się w prawdziwe dzieła sztuki); o tym jak łatwo człowiek, choćby naprawiając czy budując drogi, może zawlec do Puszczy obce, inwazyjne gatunki; o tym, że na przykładzie zanikania świerków w Puszczy prześledzić możemy wpływ zmian klimatycznych na przebudowę lasu.

Zobaczyliśmy (czynną) puszczańską pasiekę, miejsce, gdzie przed wiekami wypalano węgiel drzewny oraz starą smolarnię z czasów Tyzenhauza (XVIII wiek), pozbieraliśmy też trochę śmieci, do czego też wszystkich serdecznie zapraszamy! A przede wszystkim podziwialiśmy przepiękne stare drzewa, chłonęliśmy dzikość Puszczy i cieszyliśmy się oznakami wiosny!

„Wiking. Żubr co się zowie!”

Po południu gościliśmy w Galerii im. Tamary Sołoniewicz w Narewce. Jako że tym roku obchodzimy 90-lecie restytucji żubra, czyli rozpoczęcia prac nad uratowaniem tego gatunku od zagłady i przywrócenia go do życia na wolności w Puszczy było to spotkanie jak najbardziej na czasie. W dodatku niezwykle interdyscyplinarne. W tematykę wprowadził nas film „Wiking“ – Beata Hyży-Czołpińska (Tropinka) nakręciła film o pasji, snuła w nim opowieść o profesorze Rafale Kowalczyku, szefie Instytutu Biologii Sssaków PAN w Białowieży, oraz o jego żubrzym ulubieńcu, Wikingu. To właśnie Wiking, „celebryta z Białowieży” oswajał nas wszystkich z tym, że żubry mogą żyć obok nas i nie stanowią zagrożenia dla człowieka. Że są naszymi sąsiadami. Że mają prawo spokojnie się starzeć i umierać naturalną śmiercią.

Kolejny etap spotkania był literacki – Rafał Kowalczyk, naukowiec prowadzący badania z zakresu ekologii, ekologii behawioralnej oraz ochrony i zarządzania populacjami zwierząt, napisał książkę dla dzieci i dorosłych, swoiste pożegnanie z Wikingiem, opowieść o jego życiu i śmierci. Napisał ją w bajkowej stylistyce – gdyż baśń pozwala nam oswoić świat, tworzy mosty między gatunkami: „Miał kilkanaście, może nawet dwadzieścia lat, co według żubrzej miary znaczyło wiek sędziwy. Ale jego oczy były pełne blasku jak u młodego żubra. Unikał jednak towarzystwa młodszych zadziornych samców i żył w pojedynkę jak większość starych byków. Lubił nawet swoją samotność, choć tak naprawdę rzadko pozostawał sam. Ciągle ktoś plątał się w pobliżu. A to para tańczących na łące żurawi, a to lis myszkujący w poszukiwaniu gryzoni. Późnym latem pojawiały się stada szpaków. Krążyły po okolicy, przysiadały całkiem blisko, a nawet na nim i wyjadały dokuczliwe kleszcze z żubrzego futra. Kręciły się też jelenie, kruki, myszołowy, a nawet wilki. I ludzie.”

Osobisty charakter i ciepły ton tej opowieści podkreślają przepiękne ilustracje, które wyczarowała Agata Łuksza. Rozmowę z autorami prowadziła wydawczyni, Eliza Dorota Łozowska – mieliśmy więc okazję poznać historię powstawania książki z ust wszystkich nad nią pracujących! Ostatnim punktem programu było otwarcie galerii zdjęć poświęconych Wikingowi, bardzo poetyckich, podkreślających dzikość Króla Puszczy. Ich autorami są: Wlodzimierz Cimoszewicz, Tomasz Józef Kamiński, Rafał Kowalczyk, Eliza Dorota Łozowska, Dorota Makulec i Krzysztof Onikijuk.

Spacer po przedwojennej Narewce

Ostatnim punktem pierwszego weekendu Zielonego Kwietnia był fabularyzowany spacer po przedwojennej Narewce – zaczął się on w Galerii przy makiecie przedwojennego miasteczka. Paulina Wasiluk (Tropinka) miała niesamowity pomysł: połączyła spacer, wiodący przez kilka miejsc ważnych dla ówczesnej Narewki, z historią miłosną! Na naszych oczach młoda i zdecydowana na wszystko, lecz biedna dziewczyna walczyła o swego lubego, próbując przekonać (przy pomocy wygadanej matki chrzestnej) jego matkę, aby dała jej syna, bo dobry posag to nie wszystko. Dzięki determinacji i umiejętności pertraktacji kobiet targu dobito – bez mężczyzn 🙂 Aktorki Paulina Wasiluk, Ula Marczuk, Magda Bielawska, Justyna Lunda w pięknych tradycyjnych strojach (pochodzących częściowo z rodzinnych zasobów i z Galerii) odegrały swoje role z poczuciem humoru i świeżością, do tego w tutejszym dialekcie, czyli „po naszemu“. Poprzedniego dnia Kasia Androsiuk i Anna Romaniuk zastanawiały się, jak to będzie z podlaskimi dialektami, czy mają szansę przetrwać – niedzielny happenig pokazał, że cieszą się zainteresowaniem młodego pokolenia – a to już coś! Podczas spaceru mijaliśmy cerkiew, tablicę upamiętniającą synagogę, stary ekumeniczny cmentarz, miejsce, gdzie przed wojną była huta szkła. Słuchaliśmy historii zachowanych w pamięci mieszkańców Narewki: o obwoźnym żydowskim handlarzu, który był dla osiadłej ludności oknem na świat, a w kieszeniach miał zawsze kostki cukru dla dzieci; o młodych syjonistach, pracujących przy remontach i budowach, zbierających pieniądze na wyjazd do Palestyny; o „upiorach“ napadających koło starego cmentarza na robotników huty – szczególnie po wypłacie. Łezka zakręciła się w oku, gdy Paulina opowiadała, że cerkiew zbudowana została na terenie pięknego dworskiego parku, który zniknął prawie bez śladu – jakże urokliwie wyglądałaby dziś w otoczeniu wiekowych drzew.